TYDZIEŃ Z LEWISEM #6 Opowieści z Narnii. Podróż "Wędrowca do świtu" | C.S. Lewis
14:50
Autor: Clive Staples Lewis
Tytuł: Podróż "Wędrowca do świtu"
Seria: Opowieści z Narnii
Tytuł oryginalny: The voyage of the dawn treader
Tłumaczenie: Andrzej Polkowski
Wydawnictwo: Media Rodzina
Liczba stron: 246
Rok wydania: 2010
Zbierałam się do przeczytania tej książki naprawdę bardzo długo, ale gdy zobaczyłam, że właśnie trwa Tydzień z Lewisem, nie mogłam po prostu go przegapić. Więc przeczytałam trzecią część najbardziej popularnej serii tego autora. I wiecie co? Im starsza jestem, tym Opowieści z Narnii bardziej mi się podobają. Nigdy nie sądziłam, że będę płakać przy tej serii, a proszę bardzo, kilka razy zdarzyło mi się to w ciągu ostatnich dni, podczas czytania trzeciej części. Może dopiero teraz jestem w stanie zrozumieć te wszystkie prawdy, które Lewis chciał przekazać za pomocą prostych metafor?
W Podróży "Wędrowca do świtu" dwoje z rodzeństwa Pevensie - Łucja i Edmund - razem z kuzynem Eustachym po raz kolejny przenoszą się do krainy faunów, centaurów i mówiących zwierząt. Lądują na statku, na którym jest znany im już król Kaspian, pragnący odnaleźć siedmiu zaginionych narnijskich baronów, a także odbyć wspaniałą przygodę.
Na wstępie powiem wam, że naprawdę nie przepadam za fantastyką, jedyna przez jaką potrafię i przez którą chcę przebrnąć to Gra o Tron, Władca Pierścieni i właśnie Opowieści z Narnii. Może to było powodem dla którego tak trudno było mi się w ogóle wziąć za tę książkę. Co oczywiście było niesłuszne, bo wywarła ona na mnie ogromne wrażenie.
Zacznę od stylu pisania Lewisa. Na początku bardzo mocno zauważałam to, że książka jest skierowana dla młodszych czytelników. Irytowało mnie to, że autor tłumaczył wiele oczywistych rzeczy, że opisy były pisane w trochę prymitywny sposób, no i te nawiasy! Kto w książkach pisze nawiasy? Chyba tylko sam Lewis! No, ale im więcej przeczytałam, tym bardziej podobał mi się ten sposób pisania. To dodawało niesamowitego wręcz magicznego uroku tej książce. Podobało mi się też to, że autor sam w sobie był narratorem (albo nie on, ale dość często się ujawniał), a do tego sam nie był wszechwiedzący.
Jednak czymś, co podobało mi się w tej książeczce najbardziej były te przepiękne metafory. Wiecie, bardzo dużo razy słyszałam, że Lewis w swoich książkach niejednokrotnie nawiązywał do Biblii i do chrześcijaństwa, ale nigdy tego nie zauważałam. Teraz widzę, że on nie tylko nawiązywał do tych motywów, on opierał an nich Opowieści z Narnii.
Ogromny lew, który czuwa nad światem i który nigdy nie zostawia w trudnościach? Światełko w ciemności, gdy jesteśmy zagubieni. Jednak najbardziej podobało mi się porównanie nawrócenia, zmiany, ze zrzucaniem smoczej skóry. Sami nie możemy tego zrobić, tylko kiedy Pan nam pomoże, jesteśmy w stanie coś zmienić.
To wszystko miało ogromne znaczenie dla mnie, jako osoby głęboko wierzącej, ale jestem pewna, że gdybym nie była katoliczką, ta książka również bardzo by mi się spodobała. Było w niej coś magicznego, co pozwoliło mi poczuć się znów jak mała dziewczynka. Czytałam ją z zapartym tchem, aż z zaskoczeniem stwierdziłam, że to już koniec przygód z Łucją i Edmundem, jednak nie z Narnią. Do niej na pewno jeszcze niejednokrotnie wrócę, przecież zostały mi jeszcze cztery tomy!
Sound of Silence to piosenka, która bardzo kojarzy mi się z Opowieściami z Narnii. Bardzo polecam przesłuchać jej sobie, jest przepiękna.
0 komentarze